Kryzysowi kochankowie Matki Polki.

Macierzyństwo w pandemii to ciężki kawałek chleba. Nie ma lekko. Od pierwszego dnia hołmofisu, twoje życie zmienia się w koszmarek. Nie znaczy to, że jest źle, ale z czasem masz zwyczajnie dość. Tak po prostu. Masz ochotę pierd***ąć wszystko, trzasnąć drzwiami i wrócić za trzy dni, albo cztery, albo za tydzień. Nie, nie będziesz w tym czasie balować. Marzysz o tym by się wyspać, odpocząć i pooddychać tylko swoim powietrzem. Ostatnie miesiące to karuzela emocji zamknięta w kilkudziesięciu metrach kwadratowych.
Z dnia na dzień awansujesz na Panią wszechświata… a konkretniej Panią kosmosu… bo Twoje życie to kosmos… oj … niezły kosmos…. tylko gdy dostawałaś ten awans wmówili Ci, że to tylko PO na dwa tygodnie.
Przyjmujesz nowe obowiązki, spinasz dupę jak klamerka pieluchy tetrowe na sznurku i szarżujesz w tym swoim kosmosie niczym Gagarin. Po dwóch tygodniach dostajesz propozycję nie do odrzucenia. “Szanowna Pani, przedłużamy umowę na czas nieokreślony” Przy okazji obcinamy Ci pensję, a wypowiedzenie możesz złożyć jak się zaszczepisz, a że raczej młoda z Ciebie dupa to poczekasz jeszcze z rok. 

Po miesiącu przestaje być już tak zajebiście i Ty też przestajesz być zajebista. Nagle kumasz, że jeden niewinny etacik w korpo rozszerzył się o kilka kolejnych całkiem absorbujących. Nagle jesteś restauratorką, szefem kuchni, nauczycielką, sprzątaczką i kurierem… Zapier***asz do tej Bierdry 2 razy na dobę, a w lodówce ciągle pusto.

Zaczynasz zarywać noce, a Twój wszechświat, tfu… kosmos zamienia się … cyrk na kółkach, który musisz ogarnąć bez mrugnięcia okiem. Bez mrugnięcia, bo jak mrugniesz za mocno to ci się oko może nie otworzyć przez kilka godzin. W pewnym momencie dociera do ciebie, że minęła 3 nad ranem. Ty masz dopiero połowę prezentacji, a jutro rano już nie przysiądziesz, bo musisz zostawić wolne łącze na zdalną matmę. Twoje dziecko ma klasówkę na onlajnie i nic nie może się wykrzaczyć. 

Czasem po prostu nie ogarniasz. Rzeczywistość każe ci być robotem na 24 godzinnych obrotach. A przecież tak się nie da. No tak, niby się nie da, ale Ty musisz dać radę i najlepiej wyglądać jak milion dolarów, bo zaraz masz calla z klientem. Marzysz o śnie, ale sen nie dla ciebie droga matko. 

Co Ci pozostaje? Zdrada! Zdrada zdrowego stylu życia, który tak pielęgnowałaś. Walka z czasem i oszukiwanie twojego ciała, które woła o regenerację, sen, chwilę spokoju. Próbujesz się bronić, ale gdy jesteś chronicznie zmeczona o zdradę tak łatwo.

Pierwszy przychodzi czarny napój z ekspresu. Aromatyczny. Bardzo szybko nie potrafisz bez niego żyć o poranku. Otwierasz oczy i strzelacie sobie szybki numerek. Tylko ty i on zamknięty w małej filiżance. Rozkosz trwa krótko, bo w końcu nie bez powodu nazywa się espresso. Nagle cały dom się budzi, zaczyna się kocioł, a ty tęsknisz za nim  bardziej niż za mężem. Kiedy jesteście razem, on o nic nie pyta. Robi ci dobrze i znika.

Jest dostępny bez obostrzeń, więc prowadzacie się na legalu. Lądujecie na kanapie i i tam możecie oddawać się rozkoszy niemal bez końca. Brutalna prawda jest taka, że ten kochanek szybko się nudzi. Szukasz innowacji. Próbujesz nowości. Raz w kuchni, raz w salonie, czasem w sypialni, a czasem nawet na pralce. Niestety zabija was rutyna. To co dawniej upajało aromatem teraz nie wzbudza już tych samych emocji. Idziesz krok dalej…

Następuje moment gdy zdradzasz kochanka. Nie możesz na siebie patrzeć. Ty…ta zawsze poprawna i poukładana. Jak możesz? Ten drugi jest słodki, delikatny i wchodzi w Ciebie z niezwykłą lekkością. Gdy się kończy pragniesz więcej, ale wiesz, że on Cię zgubi. Baton czekoladowy… nie pyta, nie robi Ci wyrzutów, zawsze wspiera i stawia Cię na równe nogi gdy czujesz, że Twoja życiowa siła się kończy. 30 minut po zapewnia zjazd i wyrzuty sumienia… zagłuszasz je kolejnym spotkaniem sam na sam… i kolejnym… i kolejnym. 

Najgorsze jest to, że w całym tym kołowrotku zaczynasz się zatracać. Latasz między jednym, a drugim. Nie masz tyle czasu, nie…, nie w Twoim życiu, ale nie umiesz zrezygnować. Łatwiej ukryć jedną zdradę, ale dwie…??… To chwila kiedy wiesz, że jedyną opcją jest trójkącik… W jednej dłoni jeden, w drugiej dłoni drugi, a po środku Ty pieszczona przez ich dwóch. Aromatyczna czerń, potem słodka rozkosz… Twoje usta płoną…

A po 2 miesiącach czujesz jak puchniesz… robisz test ciążowy i on potwierdza Twoje obawy… przytyłaś! K***a! I co teraz?

uratuję Cię!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *