Magiczna moc spacerów. Czy wiesz ile zyskujesz?
Nie będę próbowała oszukać Was, a na bank już siebie, że lubię spacery. No nigdy nie kumałam dlaczego ktoś odczuwa przyjemność z wychodzenia z domu bez celu. I żeby była jasność to nie jest tak, że ja spacerów nie odbywam. Odbywam ich bardzo wiele, z tym, że należę do tych, którzy jak z domu wychodzą to po coś… po coś konkretnego… w jakimś celu. Takim oto sposobem swoje spacery zaliczam wychodząc z psem, idę do sklepu pieszo zamiast podjechać komunikacją czy wychodzę pobiegać… wtedy wychodzi mi taki szybszy spacer.
Tak sobie myślę, że nawet jak wychodzę z tym psem to ja nawet umiem cieszyć się pięknem przyrody, ale gdybym miała wychodzić z domu tylko po to by podziwiać piękno mojej dzielnicy to byście mnie dźwigiem musieli wyciągać. Z perspektywy czasu zaczynam rozumieć dlaczego tak bardzo nie lubiłam spacerów z wózkiem gdy moja córka była mała. Co w tym fajnego w sumie? Ona spała, nawet nie mogłam z nią pogadać, a ja łaziłam… musiałam łazić, bo jak przysiadałam, żeby poczytać to zaraz odpalała syrenę i tyle było przyjemności.
Nowy wymiar spacerowania odkryłam gdy w moim domu zamieszkał pies. Ten osobnik wzniósł moją dzienną liczbę kroków (niebiegowych) ponad normę i dał powód do odbywania spacerów kilka razy dziennie. Nigdy tyle nie łaziłam. W czasie gdy ten był psim podlotkiem i rozsadzał dom swoją energią miałam wrażenie, że ciągle spaceruję.
Wtedy zaczęłam dostrzegać zalety takiego chodzenia, których nie zauważyłam nigdy wcześniej. Ciekawi mnie czy kiedyś się nad tym zastanawialiście.
Większa produktywność w pracy.
Kiedyś gdy łapało mnie zamulenie wypijałam kolejną kawę i jakoś szło, a właściwie włączałam tryb przetrwania. Potem znajomy powiedział mi mądrą rzecz: “Jak zamulasz to weź zrób coś na co masz ochotę, rusz się czy coś. Bo wiesz z pracy nie będzie, nie zrobisz też nic dla siebie, a czas Ci ucieknie.” Zobaczyłam w tym wiele sensu. Teraz jak mnie łapie niemoc kreatywna wychodzę z psem. Zazwyczaj wystarcza mi 10 min. Często na takim spacerze wpadają mi do głowy nowe pomysły, czasem jest ich tak dużo, że pędem wracam do kompa, żeby nie uciekły. Wypoczywający mózg jest bardzo produktywny. Póki tego nie przetestowałam nie uwierzyłabym, że to tak działa. Cieszę się, że pracodawcy w korpo coraz częściej to rozumieją i stwarzają swoim pracownikom strefy chilloutu.
Większy luz w głowie.
Od kiedy robię sobie takie przechadzki w czasie pracy (mam ten komfort lub nie, że pracuję zdalnie) czuję mniejsze spięcie nie tylko w ciele, ale w głowie. Gdy mnie coś przytłacza – zmieniam otoczenie. Wychodzę, łapię dystans i czuję jak włącza się mój wentyl bezpieczeństwa. Całe ciśnienie schodzi, emocje puszczają, a gdy nie chcę puścić to liczę w głowie kroki… takie liczenie uspokaja, chyba nawet działa kojąco. Po kilku stekach takiego liczenia i wsłuchiwania się w tupnięcia realnie czujesz jak ucieka z Ciebie stres.
Lepszy nastrój.
Spacery mają na mnie wpływ długoterminowy. Wyraźnie poprawiają mi nastrój. To chyba kwestia oddechu pełną piersią, których kiedyś miałam po prostu mniej. A może wynika to po prostu z tego, że więcej czasu przebywam wśród innych ludzi. Ja spaceruję z psem, więc zawsze znajdzie się ktoś z kim zamienię słowo. Pies to taki fajny temat do rozpoczęcia rozmowy. Jestem gotowa pokusić się o stwierdzenie, że to wabik na żonę lub męża. Zawsze polecam posiadanie psa ludziom, którzy mają problem z inicjowaniem rozmowy z nieznajomymi lub cierpią z powodu nieśmiałości. Gdy z nikim nie pogadam zawsze obserwuję. Widok biegających dzieciaków, zakochanych par w parku na ławce, pan sprzedający watę cukrową na rogu, zapach lodziarni, a nawet skrzypiąca huśtawka… to wszystko sprawia, że czuję się jakoś tak lekko.
Lepszy sen.
Każda aktywność fizyczna zazwyczaj przekłada się na lepszy sen. To już tak jest, że jak się tak fizycznie utyrasz to śpisz jak kamień, no chyba, że zrobisz to tuż przed snem, wtedy bywa różnie. W każdym razie spacer nie jest zbytnio forsujący i świetnie wycisza organizm. Wieczorna przechadzka, nawet po mieście, które już zasypia potrafi być niezwykle przyjemnym doznaniem. Tętniące za dnia ulice wieczorem pustoszeją i pozwalają odkryć piękno, którego nigdy wcześniej nie widzieliśmy… jedyne czego do tego potrzeba to nasza uważność.
Szybszy metabolizm.
Jak trochę poruszasz schaby to wszystko w środku rusza. Krew płynie szybciej, serce szybciej pracuje… to takie jakby przebudzenie z głębokiego snu. I generalnie tę zaletę przypisuje się treningom. Gdy zaczynasz trenować czujesz to od razu… takie mocne uderzenie! Spacery robią to niepozornie. Pobudzają ciało delikatnie, prawie niezauważalnie, ale mają jedną przewagę… zazwyczaj spędzisz na nich więcej czasu niż na treningu. Jak masz psa to na 100 % Wśród moich podopiecznych są dziewczyny, które z różnych przyczyn nie chcą czy nie mogą biegać. Nie po drodze im z rowerem, a w zasięgu brakuje basenu. Mają ograniczoną opcję pracy aerobowej, a zależy im na zrzuceniu kilogramów. W takiej sytuacji zawsze rozpisuję im trening… spacerowy. Tak brzmi to mega zabawnie, ale mają do osiągnięcia cele każdego dnia, większość z nich realizują przy okazji. Wyniki często przerastają nasze wspólne oczekiwania. W tym przypadku kluczem do sukcesu nie jest intensywność, ale … regularność.
Spacer to też ruch.
Przyznam się Wam, że jako osoba uprawiająca sport na bardzo wysokiej intensywności, na chodzenie patrzyłam po macoszemu. Nawet nordic walking mnie nie przekonywał, póki nie spróbowałam i nie poczułam, że to może być bardzo męcząca aktywność. Jednak największe dobrodziejstwo spacerów zawsze odkrywam przy kontuzjach. Dopiero wtedy dociera do mnie jak dużo daje samo chodzenie. Dlatego gdy dopada Was kontuzja szukajcie zamienników. Wiem, że chodzenie nie jest alternatywą biegania czy innego sportu, ale pomaga zachować ciało w ruchu wtedy gdy nie możecie uprawiać swojej dyscypliny. Pomaga trzymać się w ryzach i wspiera powrót do pełnej aktywności.
Dlatego kochani jak macie możliwość, by zamienić 4 koła na dwie nogi to spacerujcie. Wasze ciało Wam za to podziękuje. Wg badań przeprowadzonych na Uniwersytecie w Cambridge codzienny 20 minutowy spacer zmniejsza ryzyko przedwczesnej śmierci o 1/3, zmniejsza też szansę występowania chorób serca i udaru mózgu. Każdy kilometr pokonany pieszo, to też ukłon w kierunku naszej planety. Chodząc nie emitujemy do atmosfery spalin, zapobiegamy powstawaniu smogu.
Czy wiecie, że chodzenie ma wpływ na otyłość wśród dzieci? W Polsce ponad 40 % dzieci jest dowożonych do szkoły przez rodziców autem, mimo, że zazwyczaj nie mają do pokonania więcej niż 500 m. Co piąty uczeń dostaje się do placówki komunikacją miejską, często to zaledwie jeden przystanek. Pielęgnowanie takich nawyków to prosta droga do otyłości. Wg danych z 2019 roku co trzecie polskie dziecko waży za dużo. Te dane powinny zapalić nam czerwoną lampkę. Czasami nie da się uniknąć dojeżdżania do szkoły, ale zawsze możemy zrekompensować to popołudniowym spacerem. To idealna okazja do spędzania czasu w rodzinnym gronie i rozmowy o tym co wydarzyło się u każdego z nas.
Mam nadzieję, że Was przekonałam.
Życzę Wam setek przemaszerowanych kilometrów i do zobaczenia gdzieś w parku lub lesie!
Jeśli nie spacer to mam dla Ciebie alternatywę, którą zrealizujesz nie wychodząc z domu!